— Idź z tąd! — wymówił podniesionym nieco głosem, rękę ku drzwiom wyciągając. Ale Rycz stał przez kilka sekund nieruchomy. Nie patrzył on na hrabiego, ale na małą główkę ukazującą się z za jego ramienia. Wzrok jego palił się i migotał posępnie, ręce nerwowym ruchem targały parę razy splątaną gęstwinę czarnego zarostu. Nagle uśmiechnął się, raz jeszcze ukłonił się hrabiemu i szerokim krokiem opuścił pokój. Hrabia po wyjściu jego pociągnął taśmę dzwonka, a gdy we drzwiach zjawił się stary siwowłosy sługa, polecił mu straż nad dziewczynką.
— Powierz ją tymczasem swej żonie, mój Krzysztofie — rzekł, — za parę godzin trzeba ją będzie zaprowadzić do willi pani Dembielińskiej.
Klarka bez oporu poszła za Krzysztofem; od progu tylko, cicha i niema jak wprzódy, zwróciła się ku hrabiemu, a pochwyciwszy jego rękę, złożyła na niej długi pocałunek.
Hrabia pozostawszy sam, długo przechadzał się po pokoju z postacią podaną naprzód, wzrokiem szklisto utkwionym w przestrzeni. Tym razem jednak znać było że umysł jego nie rzucił się w nurty ulubionych mu myśli, lecz nawskroś przejęty oburzeniem i żalem z przykrą jakąś łamał się zagadką.
Niepoprawność człowieka którego chciał nawrócić do cnoty i pracy, bodła i bolała hrabiego tak,
Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/467
Ta strona została uwierzytelniona.