murowe piersi posągu, a za nią, tuż za nią, z surową przepowiednią na ustach, stał człowiek będący dotąd radością dni jej i marzeniem jej nocy.... Przypomniała sobie słowa Anatola: „Stęsknionem okiem ścigać będziesz złotą nić, przerwaną własnemi rękami, i nigdy już zawiązać jej nie potrafisz nanowo“.
W tej chwili Ewa była tak nieszczęśliwą, jak może być nią istota ze sfałszowanem sercem; ale, gdy po półgodzinnem graniu wstała od fortepjanu, miała uśmiech na ustach i niezmąconą łagodność w oku. Hrabia pochwycił jej ręce i ucałował z zapałem.
— Ewo! — mówił głęboko patrząc w jej oczy, — kiedyż nakoniec rozpoczniemy już to wspólne, dobre życie, o którem myśleć nie mogę bez mimowolnego uczucia niecierpliwości? kiedy zgodzisz się stanowczo na dzień, mający połączyć nas na zawsze?
Po twarzy Ewy raz jeszcze przemknęły cienie bladości i ognie rumieńców, wkrótce jednak wróciła do tego spokoju, jakim okrywać się umieją najgłębiej choćby wzruszone, piękne Ewy salonów. Usiadła naprzeciw hrabiego i białe ramiona skrzyżowała na jedwabnym staniku.
— Panie hrabio! — zaczęła powoli i jakby z rozmysłem; — pocóż śpieszyć się mamy? Lato tak jest piękne, przepędźmy je w tej willi, pomiędzy temi ścianami i tym ogrodem, które tak lubię. Potem
Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/483
Ta strona została uwierzytelniona.