Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/486

Ta strona została uwierzytelniona.

sporą znajomość serc ludzkich, przy chwilowym przebłysku, dojrzał jeden przynajmniej z zakątków tego kobiecego serca, uderzającego tuż przy nim pod zwojami atłasu i koronek, a uderzającego dziwnie zwolna i cicho. Być może, iż hrabia dojrzał taki przebłysk, bo gdy z uwagą i nieokreślonem jakiemś wyczekiwaniem w wyrazie twarzy, słuchał słów Ewy, w rozumnych i promieniejących w tej chwili jego oczach stanęła chmura, i gorący blask ich przyćmiła. Ale Ewa rozwinęła skrzyżowane dotąd na piersi posągowe swe ramiona, i jedno z nich wyciągnęła ku narzeczonemu, dłonią dotykając jego dłoni. Hrabia pochylił głowę i ustami przylgnął do śnieżnej, puszystej ręki, która nie przejęta wprawdzie tym ogniem jaki niekiedy napełnia żyły i rozpala aż najdrobniejsze fibry kochającej istoty, niemniej jednak oddawała się mu tak ciepła, jak ciepłą była atmosfera pokoju, tak miękka jak fale atłasu, które ją ogarniały.
Nagle Ewa ożywiła się dziwnie; zaczęła mówić o Włochach, Paryżu, o rozkoszach pobytu śród wonnych gajów i niebotycznych gór południa, o gwarze i olbrzymiej sile życia napełniającej najświetniejszą z europejskich stolic. Nie, nie była ograniczoną. Opowiadając hrabiemu o podróżach jakie odbyła, błysnęła nieraz tym wykwintnym dowcipem, który jednem słowem umie powiedzieć wiele, zajmuje, rozśmiesza i rozbudza w słuchaczu