Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/490

Ta strona została uwierzytelniona.

opasującego północną stronę firmamentu, pola i bory drzemały w głębokiej ciszy i nieruchomości, przerywanej tylko sunącym w przestworzu powiewem wiatru, lub wężykowatym błyskiem z szafirowego sklepienia spadającej gwiazdy.
Hrabia wbrew zwyczajowi swemu, postępował zwolna. Z wyjątkiem przechadzek w celach naukowych odbywanych, chodził on zazwyczaj szparkim krokiem, jak człowiek któremu zawsze się śpieszy — z postacią podaną naprzód i szklistym wzrokiem, zdradzającym zanurzenie się ducha w nurtach myśli, obfitemi potokami napływających do głowy. Teraz krok jego był powolny, postać wyprostowana, spojrzenie jasne i błyszczące. Teraz jedyną myślą jego było uwielbienie bez granic dla otaczającej go zewsząd piękności, z którą duch jego swobodny od trosk i zachwycony, zlewał się w harmonijną zgodę; jedynem jego uczuciem była wdzięczność bezmierna dla tej najwyższej siły i władzy, która rozrządza losami stworzeń, a której on czuł się uprzywilejowanym wybrańcem. W pogodnem tem i pełnem zachwytów usposobieniu, hrabia przebył całą przestrzeń dzielącą willę jego od mieszkania Ewy, i powitawszy starego Krzysztofa przyjaznym uśmiechem, wszedł do pracowni swej, w której oczekiwało nań grono przyjaciół składające się z książek, starej lampy i starego zegara, i oczekiwało także patrzące z pod koronkowego czepca mą-