żającą. Młody ten człowiek wskoczył raczej niż wszedł do pokoju, i zawołał:
— Na miłość Boga, panie hrabio! ratuj pan! stało się wielkie nieszczęście!
Więcej nic powiedzieć nie mógł, tak był zdyszany od gwałtownego snać biegu. Hrabia poskoczył ku niemu.
— Co ci jest Sylwestrze? Mów! albo pierwej usiądź, spocznij! blady jesteś jak trup! co się stało? jakie nieszczęście?
Ale Sylwester nie siadał i nie zdawał się czuć potrzeby spoczynku. Pochwycił rękę którą hrabia doń wyciągnął by go zaprowadzić ku krzesłu, i ściskając ją mocno, zawołał przytłumionym głosem:
— Panie hrabio! opiekunie nasz! dobroczyńco! ratuj Kazimierza! pochwycono go, uwięziono!
— Uwięziono Kazimierza! — krzyknął hrabia padając na fotel — co ty gadasz chłopcze? Czyś nie w gorączce czasem? mianoby więzić tego zacnego, spokojnego, pracowitego człowieka! — to być nie może!
— Tak jest, panie hrabio, tak jest, — wołał Sylwester, długiemi swemi nogami wszerz i wdłuż mierząc pokój, i długiemi rękami czochrając i rozrzucając włosy; tak jest, panie hrabio! uwięziono go i pana Walerego, ojca panny Moniki, także Niema jeszcze godziny jak poprowadzono ich do
Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/493
Ta strona została uwierzytelniona.