Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/496

Ta strona została uwierzytelniona.

wyobrażenia własne. Tak — zawołał nagle porywając się z siedzenia, — tu jest błąd, omyłka, pomieszanie wyobrażeń, fałszywe poznanie... Kazimierz nie mógł dopuścić się niczego podobnego....
— Ależ panie hrabio, czy mogłeś pan choć na chwilę... przerwał załamując ręce Sylwester.
— Ani na chwilę, mój chłopcze, ani na chwilę nie posądziłem tego zacnego, szlachetnego Kazia... Ale... ale chodźmy, — dokończył z pośpiechem, — nie powinniśmy tracić czasu... Pójdę... obudzę wszystkich... prezesa, sędziów, władze rządowe... wszystkich... dobiję się... rozpytam, dowiem, i dowiodę iż są w błędzie...
Ostatnie słowa hrabia wymawiał już na ganku swej willi, wkładając śpiesznie paletot podawany mu przez starego Krzysztofa; wsunął wszakże ramię w jeden tylko rękaw, a z drugim wiszącym luźnie pobiegł żwirowaną drogą wiodącą ku bramie dziedzińca.
— Panie hrabio! — wołał za nim zdyszany od pośpiesznego biegu Krzysztof, — zapomniał pan kapelusza....
Hrabia nie odwracając się pochwycił z rąk starego sługi kapelusz, i nacisnął go na czoło, poczem znowu biedz zaczął. Sylwester zdążał za nim jak mógł.
— I nie kazaćto zaprządz koni do powozu, a lecieć tak po nocy pieszo, na złamanie karku! — mruczał