Przecież w dniach owych radości i szczerego zadowolenia, manja poczciwego tego człowieka zdawała się słabnąć i zmniejszać. Od dnia zaręczyn córki zaledwie parę razy wspomniał on głośno o swych marzeniach, i nie napisał ani jednego listu lub prośby do żadnego z panujących w Europie monarchów. Tak samo działo się z nim za onych błogich czasów pożycia z nieodżałowaną Moniką. Szczęście i spokój posiadały snać moc rozwidniania zaciemnionych zakątków biednego tego umysłu; niedola i smutek wpływały nań tak jak zaćmienie słońca na kulę ziemską.
Monilka przez ubiegłe trzy miesiące zmieniła się trochę, ale na korzyść. Na pierwszy rzut oka zdawać się mogło, że urosła i zmężniała; w samej zaś rzeczy było to lekkie spoważnienie młodej dziewczyny, nawskróś przejętej rozkosznem tchnieniem pierwszej, szczerej, upajającej miłości. Ale oprócz zadum miłosnych, trochę rozumowania, trochę szerszych i głębszych pojęć o życiu wstąpiło w tę piękną, młodą główkę. Kazimierz miewał z narzeczoną długie rozmowy, podczas których wyglądał wcale poważnie. Opowiadał jej o swych latach dziecinnych, wystawionych na nędzę i poniewierkę, i latach pierwszej młodości, napełnionych pilną nauką i pracą. Z zapałem mówił jej o cnotliwym człowieku, którego dobroczynna opieka dźwignęła go z ciemności na świat widny i barwny, a wdzięczność
Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/500
Ta strona została uwierzytelniona.