nu wisiały u okna, żółte jesionowe mebelki bardzo niekosztowne lecz czyste i całe, połyskiwały pod ścianami. Pan Walery usiadł w bawialnym pokoju na kanapie z miną tak uradowaną a zarazem uroczystą, jakby mianowanym już został księciem i panem. Ale księztwo i państwo nie powstało nawet wtedy w jego głowie, miał on serce nabrzmiałe szczęściem jedynaczki, i wdzięcznością dla tego szlachetnego młodzieńca, który zdawał się myśleć tylko o nim i o niej.
— A gdzie kuchenka! — wołała młoda dziewczyna kwalifikująca się na dzielną gosposię. Kazimierz pokazał jej drzwi do kuchenki. — Jaka piękna, widna, obszerna! — wołała Monilka klaszcząc w dłonie, jak mi tu będzie wygodnie sporządzać dla was codzień wszystko co lubicie! W tym kątku położę poduszeczkę dla Burka, a tam w zielonym pokoju stanie pod oknem biurko ojczulka, a tu nasza szafka z książkami... Patrz, i rezeda już kwitnie w wazonach, a bluszcz jaki prześliczny!...
Wybiegła na ganek wychodzący na południe, i osłoniony od słońca zieloną, drewnianą kratą; po chwili była już w małym ogródku, otaczającym dziedziniec wieńcem owocowych drzew i agrestowych krzaków — a kiedy po kilku minutach rozmowy z panem Walerym, Kazimierz udał się tam także, znalazł narzeczoną klęczącą na wązkiej żwirowanej ścieżce, z ramionami otaczającemi pień wysmukłej
Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/508
Ta strona została uwierzytelniona.