ślał o tobie Ewo, z nadzieją że nie odstąpisz mię w tej stanowczej życia mego porze, z ufnością w twoje serce tkliwe, kobiece, w które gdybym postradał wiarę... w cóżbym już wierzył na ziemi? Jam rozpieszczony szczęściem, wykołysany miękko powodzeniem nieodstępującem mię dotąd ani na chwilę, napojony marzeniami, których cele wysokie bardzo, wydawały mi się już blizkiemi... i wtedy gdy cios po ciosie spadał na barki moje szczędzone łaskawym dotąd losem, gdy otoczyły mię obrazy ponurej śmierci, a przyszłość moja zachwiała się przedemną jak wiotki cień, któremu nagle zbrakło podstawy bytu — jam pocieszał się myślą o tobie, i nią jak rosą rzęźwił głowę moją, słodził gorycz napływającą do serca... A ty Ewo, wyrzucasz mi żem o tobie nie myślał, żem do ciebie nie spieszył...
Umilkł Anatol zmęczony długiem mówieniem, w czasie którego ogniste rumieńce wystąpiły mu na policzki, a pierś oddychała szybko i z ciężkością. Przestał mówić, i patrzył na uparcie milczącą kobietę.
— Ewo! — ozwał się raz jeszcze cichym głosem, — czyliż nie masz dla mnie ani jednego słowa odpowiedzi, jednego choćby spojrzenia? Dla czego tak uparcie wzrok odwracasz odemnie? Spójrz w moje oczy, one czyste — bo mówiłem prawdę...
Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/51
Ta strona została uwierzytelniona.