skupił swe myśli i starał się przypomnieć sobie, jakim sposobem, kiedy, dla czego zaregestrował w księdze fałszywy akt, o którym on, Kazimierz, wiedział naturalnie dobrze, iż nigdy go w ręku swem nie trzymał. Ale pan Walery nadaremnie wysilał swą pamięć, która niestety, nigdy zbyt silną nie była, a z upływem lat stała się podobną do ustawicznie mąconej wody, w której odbite obrazy mieszają się w nierozwikłany chaos. Zresztą, odkąd piastował nowy swój urząd, ani razu żadnej samodzielnej niedokonał czynności. Gdy Kazimierza nie było przy nim, zawsze którykolwiek z kolegów powodowany życzliwością lub współczuciem dopomagał mu, dyktował, wskazywał co i jak ma czynić. I gdzież mu było pamiętać o tem, co zaszło przed trzema z okładem miesiącami, a zaszło tak niepostrzeżenie i nieznacznie, śród tak zwyczajnych i codziennych okoliczności, że w trzy godziny nawet potem nie mógłby już o niczem dokładnej zdać sprawy? Maszyna do kopjowania spełniła swą powinność; skopjowała to co jej skopjować polecono. Kto zaś polecał, co polecał, kiedy, dla czego? — pytać o to biednego kancelisty, który przez dziewięć tysięcy dni wodząc ustawicznie piórem po papierze, ani jednej samoistnej nie nakreślił myśli, — byłoby to samo co chcieć dowiadywać się od skrzydeł młyńskich, jakiej wagi i gatun-
Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/520
Ta strona została uwierzytelniona.