wno jeszcze tuląca się do piersi ojca i wspierająca dłoń swą na ramieniu szlachetnego młodzieńca, ujrzała się nagle samą na świecie — podwójnie sierotą. Natury nieszczęścia swego nie zdolną była określić dokładnie; wiedziała tylko, że było ono tak ciężkie jak ten gmach ponury i wysoki, u stóp którego legła; tak ostre i przeraźliwe jak skrzyp i chrzęst tych wrót okutych żelazem, które pochłonęły wszystko co było jej drogiem i pomocnem na ziemi. Wiedziała z licznych gadek i czytanych historyj, że ludzie więżą ludzi za popełnione zbrodnie i występki; że mury więzień bywają często tak nieubłagane jak głazy przyciskające mogiły, że tam wewnątrz, w tym wysokim, ponurym gmachu, panuje chłód i ciemność. Wiedziała nakoniec że — ach, na myśl tę krew ścinała się w jej żyłach — wiedziała, że młodzieńcy, których raz pochłonią te ciężkie, żelazem okute wrota, częstokroć wychodzą na świat z włosem pobielonym nad zoranem rozpaczą czołem; wiedziała, że ojciec jej i narzeczony pogrążyli się w odmęcie śmiertelnego niebezpieczeństwa, że ona sama zapadła w okrutną bezpomocną samotność, że idylla życia jej była przerwaną...