Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/535

Ta strona została uwierzytelniona.

z czarnemi włosami i oczami było na świecie bardzo wielu; a lubo spostrzegawczy urzędnik przysięgał się, że poznałby będącego w mowie człowieka gdyby go tylko gdziekolwiek napotkał, i chociaż w celu napotkania go, a może i otrzymania hojnej za odkrycie nagrody, liczne po stolicy odbywał ekskursje, wszelkie usiłowania jego w tej mierze najmniejszego nie osiągnęły skutku. A jednak gdyby natura zamiast zwyczajnych oczu ludzkich dała mu wzrok bajecznego ostrowidza, który dostrzegał przedmioty znajdujące się w najodleglejszym odeń punkcie przestrzeni, byłby on zobaczył człowieka którego darmo szukał śród tłumów zalegających stolicę, zatrzymującego się w bardzo oddalonem od tej stolicy i bardzo ustronnem miejscu, ale za to bardzo już zbliżonem do granicy rozdzielającej dwa kraje. Tam człowiek ów spotkał się z innym człowiekiem wcale do niego niepodobnym, bo ani młodym, ani pięknym, ani jak on świetnym i wykwintnym; lecz owszem, steranym, ziędłym, z oczami zapadłemi śród chudych policzków, czołem spłowiałem i włosem siwiejącym. Dwaj ci ludzie zamknęli się w ciasnej izdebce ubogiej karczemki, rozmawiali kilka chwil bardzo pocichu, potem liczyli pieniądze i dzielili się niemi, a potem jeszcze rozjechali się w różne strony. Starszy z nich, ów chudy i blady z siwiejącym włosem i zwiędłem czołem, wrócił na drogę którą przy-