wagę posiadać będzie objaśnienie dane przez niego dla losów szczególniej Kazimierza, na którego spadłe podejrzenie wzmagało się o wiele blizkim stosunkiem, jaki wiązał go z hrabią, i możnością wnikania w każdej chwili do jego domu. Ale, gdy po rozpatrzeniu wszystkich papierów szuflada ukazała się pustą i nic już w sobie nie zawierającą, hrabia opuścił ręce i zawołał: — Skradzione! — Długo siedział nieruchomy, z głową opartą na dłoni, z głębokim żalem w oczach. Bezeceństwo ludzkie w całej nagości swej stanęło przed tym człowiekiem, który z własnej duszy radby utkać płaszcz purpurowy, aby przykryć nim ludzkość, i wszystkie jej grzechy i rany. A jednak hrabia ani na chwilę nie przypuścił, aby Kazimierz mógł być tym człowiekiem, który dłoń złoczyńcy zapuszczał na dno jego szuflady. Przez kilka minut żadne wyraźne podejrzenie nie nasuwało się jego umysłowi. Nic na świecie nie przychodziło mu z większym trudem, jak kogokolwiek o cokolwiek podejrzywać; jedna tylko nieodparta oczywistość posiadała moc przekonywania go o istnieniu złego. Teraz widział on dokładnie, że około niego znajdował się ktoś nikczemny — ale ktoby nim był? — nie wiedział. Nagle, przed wyobraźnią jego stanął Rycz. Wyraźnie i nieledwie namacalnie zobaczył on tę twarz nawpół okrytą czarnym zarostem, powleczoną choro-
Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/537
Ta strona została uwierzytelniona.