Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/538

Ta strona została uwierzytelniona.

bliwą żółtością, nieufną, szyderską niekiedy, częściej gniewną, zawsze namiętną i wulkanem posępnych chuci gorejącą; tę postać barczystą, wysoką i silną, a jednak kurczącą się i jakby usiłującą ukryć się w samej sobie; tę głową kosmatą z czarnym szorstkim włosem, wtuloną w ramiona; te łokcie przylegające do boków, i ręce wielkie, chude, żylaste, o palcach grubych, nerwowemi ruchami drgających, lecz zarazem sprężystych i zwinnych. Postać i twarz człowieka tego, hrabia zobaczył przed sobą tak wyraźnie, jakby rzeczywiście na niego patrzył, jakby znajdował się o parę kroków zaledwie od niego; posłyszał także głos tego człowieka chropowaty, szorstki; przypomniał sobie słowa jego cyniczne, bezwstydem i nieuleczalną zatwardziałością w złem nacechowane. Przypomniał sobie to wszystko, porwał się z miejsca i zawołał: — To on!
Wymówił słowo to z taką pewnością w głosie, jakby żadnej, najmniejszej nie miał wątpliwości. Nie byłoto już podejrzenie, ale niezłomna pewność. Nikt z ludzi nawiedzających często dom hrabiego, nikt z tych którzy zamieszkiwali go stale, nie mógł popełnić tej kradzieży; nikt prócz Rycza. Hrabia był o tem tak głęboko przeświadczony, jak gdyby na własne oczy widział go zapuszczającego rękę w głąb tej szuflady, z której miał wydobyć narzędzie pomocnicze w obmyślanej zbrodni. Gdyby człowiek ten pochwyconym został i przywiedzio-