wiedzieć o tem może nademnie? Kto lepiej nademnie zna twoje dobre, szlachetne serce? Wszakże znałem cię młodziuchną dziewczyną, gdy sam jeszcze byłem nieledwie dzieckiem; widziałem jak fatalny zbieg okoliczności, namowy, proźby, skłoniły cię do przyjęcia ręki mego krewnego, starca z ciałem steranem, a duszą roztraconą w nieporządnem życiu. Czułaś się nieszczęśliwą Ewo, a jednak szanowałaś siwe włosy człowieka, któregoś nosiła imię; jak łagodne dziecię znosiłaś miłość jego, która dręczyła cię nakształt zmory; nakazywałaś milczenie sercu w imię tej dumy i czystości niewieściej, których poniżyć, pokalać nie chciałaś... Któż o tem wszystkiem lepiej wiedział nademnie?
Przestał mówić na chwilę, i wsparł na dłoni głowę ciężką wspomnieniami, które wszakże złotą snać i miękką snuły się przędzą, bo oczy jego nabrały pięknego blasku, a usta okrążyły się pełnym marzeń uśmiechem. W tej chwili nie byłto już dumny, ambitny człowiek, w gwarze świetnej stolicy upatrujący tej drabiny, po którejby najłatwiej wstąpić mógł na najwyższe szczyty społecznych wielkości; ale byłto młodzieniec, który u stóp ukochanej kobiety wspominał drogie i piękne chwile wspólnej ich przeszłości, i stawił je przed jej oczyma, jako moc zdolną zakląć i obalić tę nieznaną
Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/54
Ta strona została uwierzytelniona.