jący obarczającą go rodzinę, wzbogacił się nagle. Umarł mu bowiem bezdzietny jakiś wuj czy stryj, zostawiając po sobie spadek — nie zbyt wprawdzie wielki, ale dla takiego biedaka jakim był Suszyc, ogromne mający znaczenie. W sprawie o tę sukcessję Suszyc odbył kilkodniową podróż, a wróciwszy, ukazał kilku znajomym urzędowe akta, dowodzące istnienia owego wuja czy stryja, i prawdziwości ostatniej woli tegoż, przekazującej synowcowi całe mienie, długim uzbierane trudem. Dom nad kałużą opustoszał nagle, bo rodzina Suszyców opuściła go, aby zamieszkać w jednej z widnych i wesoło położonych kamienic. Przez kilka dni z rzędu rozmaici ludzie tłumem napływali do Suszyca, dopominając się o zdawna należne im od niego pieniądze. Płacił wszystkie swe długi i dłużki, których była ilość nie mała; a gdy uszczęśliwieni wierzyciele winszowali mu pomyślnej zmiany losu, mówił do nich ze zwykłym swym uśmiechem.
— Kochani moi panowie! jeśli posiadacie bezdzietnych wujów czy stryjów, nie lękajcie się niczego; umrą oni bowiem w samą porę, to jest wtedy, gdy wierzyciele wasi zagrożą wam sprzedaniem statków, garnków i misek, a w dodatku starać się będą uwięzienie was za długi...
— No, no! — zawołał ktoś z wierzycieli, — tak źle nie było jeszcze z panem...
Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/541
Ta strona została uwierzytelniona.