nieszczęsnej spłynęło tyle dni spokojnych i szczęśliwych. Ale ten ubogi dach, który otulał dzieciństwo jej, i te ciemne szare ściany pomiędzy któremi śniła swoją sielankę miłości i szczęścia, nie przyjęły wracającej. Pan Walery spodziewał się za dni kilka opuścić dotychczasowe swe mieszkanko, aby zamieszkać wspólnie z ukochanemi dziećmi w ładnym ich dworku; właściciel domu wynajął je więc komu innemu, a do naznaczonego terminu tyle tylko pozostawało czasu, ile go potrzeba było, aby trzy małe izby uprzątnąć z napełniających je wielce skromnych sprzętów. Monilka więc pozostała bez dachu i przytułku; na razie jednak niewiedziała o tem, bo rozpacz i noc przepędzona na chłodzie nocnym, wtrąciły ją w gorączkę, z której obudziła się do przytomności zaledwie po kilku tygodniach. Byłoto przebudzenie straszne; Monilka bowiem otworzywszy po raz piewszy przytomne oczy, ujrzała się między nagiemi ścianami miejscowego szpitala. Umieściła ją tam dawna znajoma jej ojca, której miłosierdzie nie sięgało tak wysokiego stopnia, aby pobudzić ją mogło do przyjęcia pod dach własny biednej, opuszczonej, może niebezpiecznie chorej dziewczyny. Monilka ujrzała w koło siebie same obce twarze i postacie, pomiędzy któremi było wiele przyodzianych w białe, długie suknie, z głowami dziwacznie poobwijanemi w bieliznę. Zrazu niemiała najlżejszego
Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/554
Ta strona została uwierzytelniona.