postać wychudłą i złamaną, twarz bladą i jakby zmartwiałą, te oczy, które niedawno jeszcze paliły się takim czystym, gorącym szafirem, a teraz spłowiałe, zapadłe, ciemną obręczą okrążone, patrzyły z pod zmęczonych powiek z ponurym, suchym połyskiem i dziwnym wyrazem goryczy i nieufności.
— Co się dzieje z moim ojcem i z Kazimierzem? było pierwsze pytanie jakie Monilka zadała przyjaciółce. Piękna zadrżała znowu, bo głos młodej dziewczyny stłumiony, głęboki, posiadała jakieś ostre, niecierpliwe dźwięki, które zdawały się rwać i łamać w jej piersi. Ojciec i narzeczony Monilki wywiezieni już byli podówczas do odległego więzienia. Piękna powiedziała o tem przyjaciołce, osypując ją pocałunkami i oblewając łzami. Ale blade lice Monilki pozostało zimnem i nieruchomem pod okrywającą je pieszczotą, głowa jej tylko opadła na piersi, ręce złożone na kolanach zacisnęły się kurczowo.
— Oni niewinni — szepnęła — oni nie mogli popełnić żadnej zbrodni... W tym szepcie zaledwie dosłyszalnym, czuć było upor zrozpaczonej duszy, która obstaje przy jednej wierze, jaka jej pozostała. Ale oczy Monilki błysnęły posępnie, i pierś jej podniosła się gwałtownie, jakby namiętnem jakiemś uczuciem gniewu i żalu wzdęta, gdy po chwilowem milczeniu dodała.
Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/559
Ta strona została uwierzytelniona.