Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/562

Ta strona została uwierzytelniona.

przykro i odstraszająco. Nie wiedząc kędy skierować sieroce kroki, udała się do owej nawpół litościwej pani, która podjęła ją była z pod muru więzienia, i powiodła tam, kędy chorych i niedołężnych leczy i chroni miłosierdzie publiczne. Wstąpiła w progi dawnej znajomej swego ojca, blada i cicha jak cień; powitały ją wymuszone uśmiechy i uściśnienia, w których serce jej, obdarzone delikatną drażliwością nieszczęśliwych, odgadło nieszczerość.
Rodzina pośród której się znalazła, niechętnie ją przyjęła. Nie była zamożną, i utrzymanie jednej osoby więcej, choćby ona była cichą i tyle tylko zabierała miejsca ile cień zabrać go może, stanowiło dla niej ciężar; zresztą były tam panny na wydaniu, dla których ciągłe towarzystwo z córką fałszerza niekorzystnem być mogło. Ludzie bowiem średniej miary moralnej chętni są do wierzenia w złe wieści o bliźnich. Życzliwość jaką cieszył się u znajomych swych pan Walery, prędko wygasła, i w krótce nie nazywano go inaczej jak fałszerzem, a Monilkę córką fałszerza. Byli tacy, których nazwy te bawiły wielce, z powodu sprzeczności jaką stanowiły z uprzednio żartobliwie udzielanemi tytułami, kuzyna Habsburgów i księżniczki Monilki; to też powtarzano je nieraz dla prostego żartu, choć w głębi nie wierzono w przestępstwo biednego starca, którego dotąd jedyną winą była nie-