nie mogę pozwolić na to, aby córki moje szkodowały na opinji i przyszłości przez towarzystwo z córką fałszerza.” Z ciasnego i wielce wysokiego punktu z jakiego patrzyła dawna znajoma pana Walerego, miała względną słuszność; jako zaś usprawiedliwienie wszystkiego co w postępku jej mogło być niesłusznem, do słów swoich dodała.
— Trzeba pracować! moja biedna!
I byłoto bardzo dobre słowo, które mogło być dla nieszczęśliwej dziewczyny słowem zbawczem. Pracować, ale jak? Monilka wyszła dnia tego na miasto, i kilka godzin powolnemi krokami, ze spuszczoną głową, lecz szeroko otwartemi i niby chciwie ciekawemi oczami, chodziła po ulicach.
Trzeba pracować! myślała sobie, trzeba z sobą coś począć, coś zrobić, zdobyć sobie prawo ukrycia się w jakimś kącie, nazwania czyjegoś dachu swoim dachem. Chodziła i biła się z myślami, które nie chciały wiązać się w jedną loiczną nitkę. Spotykała po drodze urzędników ze zwojami papierów pod ręką, traczy drzewa z piłami i siekierami na plecach, mularzy z kielniami w rękach; przez okna sklepów widziała szwaczki połyskujące stalą żwawo poruszanych igieł, handlarzy i handlarki wywijające łokciem i kierujące ruchami szal; spotykała nauczycielki wracające z lekcyi z dłońmi pełnemi książek, i matki rodzin śpiesznie dążące do domów z koszami zawieszonemi na ramionach. Wszystkie
Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/564
Ta strona została uwierzytelniona.