ona nigdy nie zezwoli na nasz związek... ona od męża i przyszłych zięciów i przyszłych synowych, od Pana Boga i od ludzi chce tylke pieniędzy... pieniędzy...
Mówiąc to Piękna wpadała znowu w wojujący zapał. Drobne jej pięści zacisnęły się, i znowu z niecierpliwością w głosie zawołała. — Niecierpię... nienawidzę...
— Kogo? — z rodzajem przerażenia zapytał Sylwester, gdyż ubodła go myśl, że młoda dziewczyna słowa swe stosuje do matki.
Ale Piękna odpowiedziała. — Niecierpię, nienawidzę pieniędzy!.. O nich tylko słyszałam od dzieciństwa! uszy mi więdły od słuchania ciągłych wyrzekań, że posiadamy ich zamało, tak jak teraz więdną mi od nieustannego cieszenia się, że mamy ich wiele... Matka cieszy się tą sukcesją, która na nas spadła, siostry cieszą się i Ferdynand cieszy się... Ojciec tylko nie cieszy się, bo wiecznie milczy albo żartuje w taki jakiś bolesny sposób... I Rodryg nie cieszy się, bo ma zawsze swoją pogrzebową minę... I ja nie cieszę się, bo nie chcę pieniędzy, bo mi słuchanie o nich zbrzydło, bo dusza moja dawna zaczęła uciekać od nich jak od nocnego stracha... Ja czuję jak dusza moja ucieka od tych spekulacyj, od tych wiecznych chciwości i próżności, które dom nasz napełniają odkąd zapamiętać mogę... ucieka ona daleko,
Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/571
Ta strona została uwierzytelniona.