już miesięcy odjechał wraz z panią Ewą Dembielińską, która została jego żoną.
Ślub hrabiego odbył się tak cicho, że mieszkańcy N. nic wcale nie wiedzieli o nim. Pewnego pogodnego letniego ranka para małżonków wyszła z kościoła, i wsiadła do powozu założonego rączemi końmi, które uniosły ją szybko w kierunku zamiejskiej willi hrabiego. Przy wyjściu z kościoła mężczyzna był poważny, ale i szlachetnie rozradowany. Na wielkiem czole jego, które stanowiło niejako główną charakterystykę jego fizjonomji, rozlewała się jasna i niezmącona pogoda; oczy noszące lekkie ślady strudzenia, ze spokojną rozkoszą spoczywały na licu postępującej obok kobiety. Ale ona siliła się tylko na uśmiech, niechętnie i słabo wykwitający z jej ust blado różowych, i próbowała powściągnąć łzy, które jednak nieposłuszne woli wypływały na złotą rzęsę i kryształową przysłoną mgliły niezapominajkowe źrenice. W całej postaci jej znać było smutny wysiłek ducha niespokojnego w samym sobie, spoglądającego w przyszłość dobrowolnie zgotowaną, a nie mogącego odwrócić całkiem oczu od przeszłości, dobrowolnie także porzuconej; ducha rozdartego pomiędzy żałością a uradowaniem, z których pierwsza ulegała przed ostatniem, aby po chwili obudzić się znowu i srogim wyrzutem ozwać się w sercu czy sumieniu. Hrabia nie dziwił się zadumaniu i łzom młodej
Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/579
Ta strona została uwierzytelniona.