Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/58

Ta strona została uwierzytelniona.

zniknęło wówczas z mej pamięci. Przypomniałem sobie, żem od lat wielu nie słyszał śpiewu słowika, i słuchałem go z rozkoszą; żem od lat wielu nie widział majowego nieba nieprzysłonionego niczem, i topiłem wzrok w głębokich szafirach; żem od lat wielu nie oddychał świeżem, niezmąconem żadną sztuczną wonią powietrzem i wciągałem w pierś mą powiewy napojone lecącą od pola wonią zbóż i borów... Jam wtedy uczuł tę świeżą, zdrową, wzniosłą piękność natury — i zdało mi się żem przy tobie odnalazł jeden ze zmysłów mojej istoty, bezwiednie zatracony gdzie indziej... Ja, co tam w gronie starszych odemnie towarzyszy szydziłem z poezji jak z mgły, w którą głupcy tylko przyodziewać się mogą, w owej chwili byłem poetą... Przedemną oczy twe świeciły w mroku, jak czarodziejskie zwierciadła, odbijające w sobie światy wyższe nad ten który był dotąd moim światem... Nieśmiałą dłonią dotykałem twej ręki, a niewinna pieszczota ta, której mi dozwalałaś, całą istotę mą wprawiała w takie drżenie i taką przenikała mię rozkoszą, jakich nie sprawiły mi nigdy najgorętsze uściski kobiet, które jak błędne meteory lub nocne motyle padały w me ramiona... Czy pamiętasz Ewo ów wieczór prześliczny? — był to najpiękniejszy wieczór w mem życiu! Czy pamiętasz, że od owego wieczora pozwoliłaś mi nazywać cię narzeczoną moją?