ka, tak długo jak Ewa stała nieruchoma ze wzrokiem wbitym w ziemię. Kobieta obudziła się pierwsza z gnębiącej swej zadumy.
— Jedźmy! — rzekła.
Nawpół obudzony głosem jej hrabia, podniósł z nad dziennika oczy w mgle utopnione. Umysł jego znajdował się jeszcze na dnie topieli, i nie mógł od razu wypłynąć na powierzchnię. Utkwił w twarzy żony oczy, których wzrok zwróconym był wewnątrz, i zapytał:
— Czy jesteś za monadą i genetyczną morfologją, czy za teorją kataklizmów i zbiorowego powstawania organizmów?
Ewa cofnęła się parę kroków, i uczyniła ramionami wzgardliwe poruszenie, jakiegoby nie można się spodziewać po tak eterycznej, kwiatowej, ponętnej postaci. Poruszenie to odbiło się w mglistych źrenicach hrabiego, i odrazu strząsnęło z nich mgłę zamyślenia. Powstał żywo i popatrzył na żonę tak jak ktoś, kto nie wierzy świadectwu własnego wzroku.
Ale Ewa w tejże chwili powtórzyła cichym swym, rozwiewnym głosem: — jedźmy! Jedźmy! — wymówił hrabia, i dziwnie jakoś wpatrując się w żonę, podał jej ramię. Postępowali obok siebie milcząc; myśli ich rozstrzeliwały się na dwa przeciwległe bieguny moralnego świata. On uczuwał nieokre-
Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/590
Ta strona została uwierzytelniona.