Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/66

Ta strona została uwierzytelniona.

co w oczach moich staje pod postacią nagiego, brzydkiego skieletu śmierci! Jam miała dość siły do zwyciężenia własnego serca, gdy szło o zachowanie mej cnoty niewieściej; miałam jej dosyć do pielęgnowania chorej matki, do przepędzenia nad jej łożem mnóstwa nocy bezsennych; ale do przeniesienia ubóstwa, do walczenia z przyzwyczajeniami całego życia, do wiecznej troski o jutro, ja nie mam siły! Jabym ci się na nic w życiu nie zdała! jabym ci szczęścia dać nie mogła! jabym tylko płakała, jęczała! — jabym nakoniec młodo umarła!
Ostatni wykrzyk tej nieszczęśliwej Ewy salonów, połączony był z głośnem łkaniem. Wyczerpała ona widocznie drobny zapas sił swoich, i zbliżała się dla niej chwila spazmów, tego koniecznego finału wszelkich boleści alabastrowych, zefirowych i heljotropowych kobiet. Anatol patrzał na nią okiem zatopionem w dziwnej zadumie. Czy piękność tej kobiety z twarzą skąpaną we łzach i gorączkowych rumieńcach, rozbroiła surowość z jaką przemawiał do niej przed chwilą? Czy w uczuciach jej, które teraz wyraziła szczerze i bez obłudnej przysłony, ujrzał on powtórzenie pewnych i w nim samym odzywających się niekiedy uczuć? — dość, że z twarzy jego zsunął się wyraz gniewu i goryczy, a pokryła ją natomiast smutna powaga człowieka, który patrzy na zjawisko jakiego ujrzeć się nie