spodziewał, rozbiera go rozumem, sądzi, i nad własnym sądem boleje.
— Ewo! — ozwał się Anatol po długiej chwili milczenia, — przebacz że cię tak nazywam — ale to już po raz ostatni. Jesteś Ewo kobietą piękną, nad wyraz ponętną, obdarzoną wielu pięknemi przymiotami; ale zarazem jesteś... niewiesz zapewne o tem, że jesteś kaleką. Nie trwóż się, nie o fizycznem tu mówię kalectwie, niktby takiego dojrzeć nie mógł w twej prostej, ślicznej, powiewnej kibici. Jesteś kaleką moralną, tak samo zresztą, jak kalekiemi są wszyscy prawie ludzie na świecie, jak kalekim jestem ja sam. Cała moja omyłka była w tem, żem cię dotąd odróżniał od innych ludzi, żem mniemał iż należysz do tej wielce małej liczby istot ludzkich, które wolne są od wszelkiego kalectwa. Byłem w błędzie, widzę to teraz; widzę że nie dostaje ci jakiejś wielce ważnej i wielkiej władzy umysłu i serca; jakiej? pocóż mam ci tłómaczyć? ty sama poznasz to najlepiej w przyszłości...
— Tak Ewo — powtórzył po chwili milczenia, — ty sama poznasz to najlepiej w przyszłości, że jesteś kaleką...
Ewa stała nieruchoma jak posąg, z czołem opartem o marmurowe popiersie jakiegoś wielkiego męża, profilem zwrócona do mówiącego mężczyzny. Pierś jej tylko podnosiła się i opadała szybko,
Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/67
Ta strona została uwierzytelniona.