popełnisz jaką zbrodnię? — nie; czy umrzesz wcześnie z rozpaczy? — i to nie — bo nawet żal i tęsknota odbiegną od ciebie. Oto wiesz? — staniesz się wcielonym kaprysem, uosobioną nudą, wzorem błądzącego po świecie, zepsutego życia; staniesz się nakoniec niczem...
Umilkł, ręką powiódł po czole ciężkiem chmurami, i dodał jeszcze głosem, który nabrał brzmień posępnych:
— A ja? — i jam także kaleki. Ale tyś mię uleczyć mogła, wyprostować mą istotę. Błagałem cię o to... nie chciałaś, nie zrozumiałaś; bojaźń rzuciła na twe oczy zasłonę, ścisnęła twe serce obręczą z lodu, i uczyniła je bardzo, bardzo ciasnem... Stało się! tak jak mówiłaś przed chwilą, wszystko pomiędzy nami skończone. Gdybyś teraz wróciła do mnie, nie chciałbym cię, bo już nie jesteś tą dawną Ewą moją, doskonalszą od innych Ew tego świata... ale taką samą jak one wszystkie... ciężko kaleką. Ja odchodzę od ciebie z kalectwem mojem... Co zeń wyniknie? — nie wiem; wiem tylko to, że kiedyś stanę znowu przed tobą — ale już nie jako ubogi człowiek, którego tak niemiłosiernie odtrąciłaś od siebie, ale jako taki, który posiadać będzie te wszystkie warunki, co stanowią cel pożądania, i zdobywają kalekie serca wszystkich Ew tego świata... A teraz żegnam cię pani...
Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/69
Ta strona została uwierzytelniona.