Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/78

Ta strona została uwierzytelniona.

przez kogokolwiek a szczególniej przez tę kobietę, którą widocznie ubóstwiał, był mu zupełną niespodzianką; że nigdy nie myśląc o sobie, nie wymagał od nikogo względów ani się ich nawet spodziewał. Anatol prowadził dalej rozmowę, nad której nieprzerwaną nicią sam panował, i której zerwać się, z wprawą prawdziwego światowca nie pozwalał ani na chwilę.
— Panie hrabio! — mówił z lekkiem skinieniem głowy — sława pana rozchodzi się daleko, dosięgła już nawet oddalonej stolicy, w której przebywam.
Wyraz nieledwie przestrachu odmalował się na chudej twarzy hrabiego.
— Moja sława! — powtórzył, pośpiesznie zawiązując kokardę krawata, która się rozwiązała; moja sława! doprawdy! zawstydzasz mię pan! jakaż to może być sława!...
— Sława dzieł pańskich! — odparł Anatol.
— Moich dzieł! moich dzieł! — powtarzał hrabia niespokojnie rzucając oczami, — i czemże są one w porównaniu tych prac olbrzymich, tych odkryć w świecie materji i ducha, jakich dokonali mistrze!
Wspomnienie o mistrzach oderwało go od miejsca w jakiem zostawał, i od rozmowy w której uczestniczył. Zamglone oczy jego pobiegły w pustą przestrzeń, postać cała pochyliła się naprzód, i została przez chwilę nieruchoma. Ledwie dostrzegal-