oczy jego połyskiwały, wielkie czoło falowało jak powierzchnia wody w ruch wprawiona. Zapomniał o obecności słuchaczów, o wszystkiem co otaczało go lub otaczać mogło, a porwany wirem własnych myśli, dawał im się unosić. Widocznem było, że jeśliby mu nikt nie przerywał, on nie przestałby mówić długo, długo, choćby go tylko pusta przestrzeń słuchać miała. Mówił i nie myślał wcale o ludziach, ani o tem czy go słuchali; bo mowa jego była tylko głośnem myśleniem o przedmiotach, o których myślenie było normalnym stanem jego istoty. Tym razem jednak przerwała mu Ewa. Z uprzejmym uśmiechem zwracając się ku niemu rzekła:
— Pozwól sobie zaprzeczyć panie hrabio. Ja sądzę, że maluczki człowiek nie może, jak powiadasz, powziąć tak wielkiego uczucia, jak miłość dla nauki i ludzkości.
Głos młodej kobiety wywarł na hrabi Sewerynie takie wrażenie, jakieby na uśpionym człowieku wywrzeć mogło dotknięcie elektrycznego drutu. Na głos ten nie tak jak zwykle, powoli i z wysileniem, ale szybko i nagle wydobył się z zatapiających go nurtów myśli; lecz jak człowiek wyciągnięty z topieli nie od razu przychodzi do pojmowania zjawisk otaczającego go świata, tak on nie od razu zrozumiał znaczenie słów do niego zwróconych. Głos Ewy przebił się do głębi jego istoty, i obudził ją do rzeczywistości; ale słowa jej nie wniknęły w organ
Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/80
Ta strona została uwierzytelniona.