jego słuchu, zwrócony całkiem ku wewnętrznej mowie pracujących w mózgu myśli.
— Pani! — rzekł zwracając się ku gospodyni domu — przebacz, nie dobrze usłyszałem coś mówiła.
Ewa powtórzyła swą uwagę, a hrabia słuchał jej z lekkim uśmiechem na bladych wargach.
— Człowiek — odpowiedział, — jako człowiek, jest zawsze istotą wielce maluczką; lecz jako dusza świadoma siebie, dążąca do ideału i zarabiająca sobie na doskonałość, jest on tworem wspaniałym i najwyższym...
— Panie hrabio! — ozwał się Anatol, — zdaje mi się, że pan w teorji swojej za mało pozostawiłeś miejsca dla tego uczucia, które w człowieku nazywa się miłością samego siebie, i dla tych jego dążeń, które nie mając na celu oderwanego ideału, prowadzą go ku najwyższemu spotęgowaniu własnej jego siły i godności.
Słowa te wydobyły znowu hrabiego z nurtów w jakie zapadał już; ale że pochwyciły go niezbyt jeszcze daleko od powierzchni, trafiły odrazu do organu jego słuchu, niezupełnie jeszcze ogłuszonego wewnętrzną mową. Hrabia usłyszał i zrozumiał odrazu zwrócone do niego słowa młodego człowieka; ale nie zaraz dał im odpowiedź. Ze zwykłym pośpiechem zawiązał kokardę krawata, która rozpłynęła się znowu na dwa długie luźne końce, walczył chwilę z rozchylającym się, bo ogołoconym
Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/81
Ta strona została uwierzytelniona.