Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 2.djvu/105

Ta strona została uwierzytelniona.
—   99   —

jego głowie, przywiodła go teraz przed tę kobietę, w pełni męzkiej jego mocy i chwały. Może pomyślał, że cel dla jakiego wstępował w te progi był bardzo małym; albo poczuł, że trjumf który obiecywał sobie odnieść nad tą istotą podupadłą na ciele i duszy, zamiast radości i dumy, przyniósł mu wrażenie smutku i wstydu przed samym sobą. Na ustach jego purpurowych, młodzieńczych prawie, wisiał ten uśmiech uprzejmy lecz powszedni, z jakim światowi mężczyzni zwykli słuchać miłego im na pozór, a w gruncie lekceważonego szczebiotania światowych kobiet; ale powieki jego opadły znowu w dół powoli, ciężko, i rzuciły mu znowu na twarz wyraz nieokreślonego, tajemnego zmęczenia.
— Pani hrabina pokochała wieś — zaczął mówić powoli i jakby z namysłem, — nie dziwię się temu wcale, a nawet ośmielam się wyrazić, że zwrot ten jej gustu cieszy mię wielce jako dawnego i zawsze życzliwego jej przyjaciela...
Zatrzymał się; Ewa podniosła nagle wzrok migocący dolegliwą obawą. Lękała się widocznie szyderstwa tego człowieka; wszystko co znosiła i na co się zdobywała od kilku minut, wyczerpało już do dna wątłe jej siły. Ale obawiała się daremnie; w Dembielińskim nic nie zapowiadało w tej chwili chęci szydzenia. Oczy jego przysłonione były po-