żnie dobrą; tylko znać było, że przyciskał ją oddawna ciężar jakiś ciągły, nie znikający nigdy, biorący początek w smutnem jakiemś zjawisku, nad którem rozmyślał on i bolał mimowiednie może, ale nieustannie.
Krystyna była śliczną młodą kobietą, przebywającą dwudziestą wiosnę życia, rozkwitłą w pełni wdziękami ciała, przez które przeglądała piękność wewnętrzna.
Teraz dwie te osoby siedziały naprzeciw siebie przy wielkim stole, dźwigającym mnóstwo najróżnorodniejszych przedmiotów, mogących na długi szereg dni dostarczyć obfitego zajęcia dwojgu ludziom oddalonym od gwaru i rozrywek świata, lecz żyjącym ze sobą wspólnie i nierozdzielnie. Były tam książki i rękopisma, narzędzia i zbiory naukowe, przyrządy do pisania, rysunków i robót kobiecych. Wszystkoto razem wyobrażało pomieszanie tych zajęć, jakim zazwyczaj oddają się mężczyźni, i tych które najpowszechniej tworzą gałęź zatrudnień kobiecych. Tylko że tu pomiędzy jednemi a drugiemi nie było żadnego wyraźnego przedziału; łączyły się one ze sobą węzłem związanych niejako dwóch umysłów ludzkich. Znać było, że to co zajmowało mężczyznę, stanowiło i dla kobiety główne tło życia; a wykwit myśli lub dzieło rąk kobiecych, nie wydawały się mężczyźnie godnemi wzgardy ni lekceważenia, lecz owszem tworzyły
Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 2.djvu/12
Ta strona została uwierzytelniona.
— 6 —