Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 2.djvu/131

Ta strona została uwierzytelniona.
—   125   —

cha; piękna moja kuzynka lubuje się snać w samotnych ustroniach!
Po sposobie w jaki słowa te wyrzekł, znać było iż nie wierzył w chatki w lesie, a lubowanie się w samotnych ustroniach poczytywał za wypływ chorej wyobraźni, i śmiesznego sentymentalizmu. Im dalej jednak postępował, tem ciekawszem okiem ogarniał krajobraz, coraz wyraźniej ukazujący się na promienistem tle dnia zimowego. Być może, iż szydził z chatek w lesie dla tego, że ich nie znał; być może także, iż poznawanie wszystkiego co jest na świecie, było mimowolnem pragnieniem i ambicją jego umysłu; bo pomimo niedowierzającego uśmiechu, przypatrywał się temu co widział z zajęciem, a na twarzy jego ożywionej i rozgrzanej chłodną świeżością poranka, żywa ciekawość mieszała się z niedbałą ironją.
Byłato w istocie chatka w lesie, a raczej schludny i niezbyt mały domek, stojący śród obszernej, półokrągłej polany, i tak zupełnie dokoła otoczony gęstwiną lasu, że widzieć go można było z jednej tylko strony, to jest z drogi, którą postępował Dembieliński. Las był wyniosły, złożony z odwiecznych rozłożystych dębów, klonów i jesionów; podszyty nieprzeniknionym prawie gąszczem młodych drzewek i krzewów. W lecie musiało tu być prawdziwe królestwo zieleni, ptaków, motyli i dzikiego kwiecia; teraz miejsce to wyglądało jak zaczarowa-