Zobaczywszy nagle opodal nieco stojącego mężczyznę, umilkła i okryła się ściślej chustką. Chodźcie! chodźcie! — zawołała raz jeszcze, i zniknęła w głębi domu.
Krystyna zwróciła się do Dembielińskiego.
— Pójdź z nami kuzynie, — rzekła, — przedstawię cię tej ślicznej gosposi.
Dembieliński zdawał się namyślać. Patrzył na całą scenę z niejakiem zdziwieniem i ciekawością; przez chwilę oczy jego z rodzajem głębszego nawet zajęcia, utonęły w dziwnej twarzy kobiety z koszem, potem widok gospodyni leśnego domku i naiwne jej słowa przywołały mu na usta uśmiech.
— Wszystko co tu widziałem, śliczna kuzynko, — odpowiedział po chwili milczenia, — jest tak oryginalnem i nowem dla mnie, że z chęcią towarzyszyłbym ci dalej w twoich ekskursjach. Towarzyszka twoja, ta panna Klara, jak ją nazywają, przypomina bladą najadę, która połowę życia swego spędziła pod wodą, aż włosy jej spłowiały i oczy stały się szklane; gosposia tego domku ma minę nimfy leśnej, zbyt trochę otyłej; a ta kobieta w kożuchu wygląda zupełnie na skazaną do ciężkich prac księżniczkę...
Mówił to półgłosem, ale ostatni wyraz dojść musiał uszu przybyłej kobiety, jakkolwiek oddaliła się już od rozmawiających, bo stanęła nagle i obejrzała się na mówiącego.
Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 2.djvu/139
Ta strona została uwierzytelniona.
— 133 —