ną upadku jego były może jakieś straszne, pognębiające okoliczności, którym oprzeć się nie zdołał; że nakoniec jest w nim zapewne choć słaby przebłysk szlachetnej natury ludzkiej, który rozniecony umiejętnie mógłby sprowadzić poprawę; że... że nakoniec jest to ciało skazane na straszne męczarnie, a dusza zgubiona dla wszystkiego co jest na świecie dobrem i uczciwem...
— A więc — z niewykłem ożywieniem przerwał Dembieliński — a więc pan wierzysz w to, że człowiek może popełnić występek, a jednak nie utracić całkowicie zmysłu szlachetności; że nosząc się przez życie z pamięcią o swym występku, może tęsknić jak potępieniec za niedosięgłą już dlań czystością życia; że korzystając nawet bezpiecznie i na pozór spokojnie z owoców swej zbrodni, w każdym momencie nocy samotnej, bezsennej, przeklinać może tę zbrodnię, okoliczności śród których ją popełnił, i chwilę zesłabnięcia przez którą uległ pokusie? Wierzyszże pan w to wszystko?
Hrabia milczał chwilę, potem odpowiedział z powagą w głosie.
— Wierzę w to wszystko. Wierzę iż niema tak czarnej przepaści, do którejby od czasu do czasu nie zabłądził promień dnia jasnego. Wierzę iż w piersi człowieczej, jako skarb najcenniejszy i najwyższe obdarowanie, istnieje potężna siła dźwigania się. Siłą tą czyści zarabiają sobie na wielkość,
Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 2.djvu/159
Ta strona została uwierzytelniona.
— 153 —