Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 2.djvu/183

Ta strona została uwierzytelniona.
—   177   —

osoby zachowała pewną życzliwość. Jestto przyjaciołka z lat jej młodych i szczęśliwych, kobieta którą widziałeś dziś kuzynie wychodzącą na ganek leśnego domu.
— Czy i ta także jest ofiarą? — zapytał Dembieliński.
— Nie; ale mąż jej był nią po części. Zajmował on miejsce w tem samem biurze, w którem pracowali ojciec i narzeczony Monilki, i również wplątany w sprawę, utracił swą posadę. Podejrzenie wszakże jakie ciążyło na nim było tak lekkie i pozbawione pozornych nawet podstaw, że nie pociągnęło za sobą innych następst. Wytrącony z kolei którą postępował, wszedł na inną; ożenił się z kobietą, która czekała na niego lat kilka, i dziś jest rządcą lasów Dolinieckich, doskonałym w swym zawodzie.
Krystyna przestała mówić. Dembieliński podniósł twarz, którą dotąd pochylał nizko nad roztwartą książką, i zapytał.
— A cóż się stało z uwięzionymi?
Dla czego, gdy wymawiał proste to pytanie, głos jego brzmiał tak poważnie i przejmująco, jakby z piersi z której wychodził, śmiech i żart uciekły w niedościgłe oddalenie?
— Dotąd jeszcze zostają w więzieniu — odpowiedziała Krystyna z głębokim smutkiem.