Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 2.djvu/206

Ta strona została uwierzytelniona.
—   200   —

ciami, i nie zwiędłych wśród sztucznego życia. To też dwaj obecni mężczyzni słuchali jej opowiadania z wielce różnym wyrazem na twarzach. Czerstwe, ogorzałe rysy gospodarza domu, oblekły się tą milczącą radością, z jaką człowiek kochający po prostu lecz silnie, wpatruje się zazwyczaj w przedmiot miłości swej i ufności; spojrzenie gościa chłodne i niedbałe jak zwykle, ogarniało twarz mówiącej kobiety zrazu nieufnie i badawczo, potem z coraz większem zajęciem i jakby upodobaniem. Gdy przestała mówić, uśmiechnął się i rzekł:
— Doprawdy, nie myślałem nigdy, aby poezja zajmować mogła w czyjemkolwiek życiu tak obszerne miejsce, i odgrywać w niem tak ważną rolę.
Salunia nie odpowiedziała nic na tę uwagę, bo pomiędzy dwojgiem zajadających i gwarzących dzieci, zaszedł drobny wypadek, który czynił nieuchronną obecność jej przy małym bocznym stoliczku.
Sylwester zaś odpowiedział na uczynioną przez gościa uwagę:
— Nic dziwnego, że pan, który wzrosłeś i żyłeś ciągle po wielkich miastach, wśród dostatku a nawet zbytku, otoczony dziełami sztuki i zbiorowiskami wszelkiego światła, nie rozumiesz dobrze jaką rolę odgrywać może poezja lub jakikolwiek podobny jej czynnik w życiu ludzi, którym w udziale dostały się mierność, praca zmudna, kawałek codziennego