Gdybyś pan zblizka wejrzał w ten świat ludzi skromnych, cichych, żyjących prawie ubogo, a mających ciągle do czynienia z kurzawą pokrywającą stosy papierów, i ze śniedzią atramentową codziennie zasychającą na ich palcach, piórach i kałamarzach — nie znalazłbyś może pomiędzy nimi ani jednego, któryby nie miał wyłącznego jakiegoś upodobania, często nawet namiętnego zamiłowania do którejkolwiek ze sztuk pięknych. Jedni z nich grywają na skrzypcach, fletach, i tym podobnych mniejszych rozmiarów instrumentach — fortepjanów bowiem nie mają prawie nigdy, dla prostej przyczyny, że są droższe i potrzebują obszerniejszych nieco mieszkań. Niektórzy nie mogący już w żaden sposób grać ani na skrzypcach ani na flecie, kupują sobie choćby pozytywkę, i wróciwszy z bióra kręcą korbę po całych godzinach, wywołując z tego arcy prostego instrumentu piskliwe i jednostajne tony, któremi jednak lubują się w braku czegoś lepszego. Inni nabywają od bukinistów stare tanie książki, i po całych nocach czytają wiersze, uczą się ich nawet na pamięć, i deklamują głośno chodząc po pokoju, i zachwycając się brzmieniem własnego głosu powtarzającego melodyjny rytm poezji. Są nawet tacy, którzy bawią się w układanie wierszy, kryjąc je po napisaniu w najgłębszej tajemnicy, lub powierzając je poufalszym tylko przyjaciołom niby grzech śmiertelny, albo świętość serca. Inni jeszcze probują
Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 2.djvu/208
Ta strona została uwierzytelniona.
— 202 —