Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 2.djvu/209

Ta strona została uwierzytelniona.
—   203   —

rysować, i stosownie do indywidualnego usposobienia, wesołego lub melancholijnego, rysują karykatury z kolegów i zwierzchników, albo krajobrazy na których nieodbicie powtarza się łąka, rzeczka, domek nad brzegiem rzeczki, i para gołębi całujących się na dachu. Pomiędzy tymi samoukami i dylletantami nie należy naturalnie szukać ani artystów, ani nawet znośnych wykonawców; są to poprostu ludzie bezwiednie prawie pociągani ku pięknu, szukający w sztuce tych gorętszych wrażeń i wyższych uciech, których dać im nie mogą ani zajęcia jakim się oddają, ani widoki na jakie patrzą co dnia. Prawo to jest tak powszechnem, że pomiędzy ludźmi tego stanu, grubsze natury lub leniwsze umysły rozmiłowują się, jeśli już nie w muzyce i poezji, to w myśliwstwie. I gdybyś pan mieszkał w niewielkiem mieście, mógłbyś w każdym dniu wolnym od prac biurowych, widzieć młodych a nawet i podstarzałych nieraz kancelistów, bocznemi ulicami wybiegających z miasta ze strzelbą na plecach, poprzedzonych psem myśliwskim. Ludzie ci nie gonią właściwie za zdobyczą, jakiej dostarczyć im może polowanie; wabią ich pola zielone w lecie, białe od śniegu zimą; wabi ich niebo odkryte, powietrze świeże i wonne, rozmaitość widoków, swoboda ruchu, słowem wrażenia płynące z gorącego życia natury. Jestto nakoniec prawo tak powszechne i tak loicznie wypływające z potrzeb ludzkiego ser-