Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 2.djvu/211

Ta strona została uwierzytelniona.
—   205   —

— Owszem, mam je przechowane w całości — wesoło odpowiedziała kobieta zbliżając się do kominka.
— Jakżebym chciał je zobaczyć! — nawpół żartem nawpół serjo rzekł gość.
— Pokaż nam Saluniu te twoje skarby — zaśmiał się Sylwester biorąc rękę żony. Dla pana Dembielińskiego będzie to osobliwy w swoim rodzaju widok, a i ja przypomnę sobie z przyjemnością dawne moje życie kancelisty.
Salunia zarumieniła się trochę i zawahała chwilę; wnet jednak zaśmiała się, poskoczyła w głąb domu, a po chwili wróciła przynosząc małą hebanową szkatułkę, napełnioną szpargalikami, których kolory pobladły trochę pod wpływem czasu. Nawpół z powagą, nawpół z uśmiechem wydobyła najprzód ze szkatułki blado-zieloną kartkę, złożoną w kształt tylko co rozkwitłego tulipana. Dembieliński wziął ją w rękę z niemniejszem zajęciem, jak gdyby zabierał się do oglądania jakiejś rzeźby nowo odkrytej w wykopaliskach Pompei lub Herkulanum, i rozwinąwszy delikatne listki tulipana, zaczął czytać: „Czy Marja ciebie kocha, mój drogi, mój miły!“ — Wielki Boże! — zawołał — umiałem te same wiersze na pamięć kiedym był jeszcze w szkołach, to jest zanim odjechałem do stolicy.
Przebiegał wzrokiem dalsze wiersze i uśmiechał się, ale oczy jego miały wyraz poważny i mniej