Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 2.djvu/218

Ta strona została uwierzytelniona.
—   212   —

jaki czeka koniec jak tych, którzy stali się ofiarami ich postępku? Jedni i drudzy zamieniają się w garść prochu, a po niewielu dziesiątkach lat nie będzie pamięci ani o tych, którym się powiodło, ani o tych, którzy cierpieli.
— Tak panie! — zawołał Sylwester — mówisz pan o końcu, o śmierci. Ależ życie, życie!..
Dembieliński podniósł nieco głowę, i nieruchome, nic nie mówiące spojrzenie swe utkwił w twarzy mówiącego.
— Życie — powtórzył zwolna — czy pan wiesz czem jest życie jednych i drugich? Gdzie jest tak wierna szala, na którejby zważyć można cierpienia jawne i cierpienia ukryte?
Gdy to mówił, w linjach profilu jego nowa zaszła zmiana; brwi podniosły się z lekka, przez co dwie grube, poprzeczne zmarszczki legły na szerokiem czole, krzyżując się z podłużnemi bruzdami, które tworzyć się tam miały oddawna i stopniowo.
— Gdzie jest taka szala? — powtórzył nie spuszczając oczu z Sylwestra; — kto zważy siłę uczucia, jaka mieści się w piersi prawdziwego winowajcy i niesłusznie oskarżonego? — kto pozna brzemię, jakie obarcza jednego i drugiego? — kto istotę obydwóch przejrzy do głębi, aż do samego dna sumienia?
— Panie, — odpowiedział Sylwester, — gdyby mi dano do wyboru, chciałbym być na miejscu niewinnego.