Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 2.djvu/244

Ta strona została uwierzytelniona.
—   238   —

mi znać o sobie zaledwie wczoraj, a wyznam ci, że nie najlepiej wybrałeś sobie posła....
— Ba! czy ci się niepodobał! nie miałem pod ręką innego. To stary chwat, który mi nie raz towarzyszył w rozmaitych opałach. Szczęśliwszy tylko odemnie, bo go nie gonią teraz po całym świecie, jak zająca chartami.
— Jeśli cię gonią jak zająca chartami, sam sobie winien jesteś, — zaczął Suszyc; — po co było biedz na myśliwych? dla czego raczej nie obrałeś przeciwnego kierunku?
Człowiek z ognistym zarostem zaklął przez zaciśnięte zęby.
— Czy myślisz, — rzekł, — że miałem choć grosz w kieszeni, kiedy te djabły przytrzymały mnie z wozem napełnionym zabronionemi towarami? Co się miało, to się straciło; zarabiało się czasem i sporo, ale traciło się pełną garścią. Żyłem sobie jak pan, i chcę nadal tak żyć. Dla tego obrałem ten kierunek jaki obrałem. Tu moja Kalifornja.....
— Gdzie? — zapytał Suszyc niedbale bawiąc się kościanym rożkiem.
— W twojej kieszeni, — odrzucił człowiek z zarostem; — od ciebie zależy dłuższy lub krótszy mój pobyt w tych stronach. Daj mi dużo pieniędzy, a przemknę się pomiędzy chartami, lepiej i zgrabniej od zająca. Trzeba tylko abym miał kieszenie pełne, bo wtedy najprędzej biegam. Naprzód przecie po-