Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 2.djvu/248

Ta strona została uwierzytelniona.
—   242   —

— Słuchaj! — rzekł zwracając się do towarzysza, — jeżeli mi jak najprędzej nie dasz pieniędzy, pójdę sam do turmy, a potem..... to już za nic nie ręczę.
— Ile ci trzeba?
— Jak najwięcej.
Oczy włóczęgi zdjęte przed chwilą jakąś instynktową, nieprzezwyciężoną trwogą, rozgorzały znowy przykrym lecz silnym blaskiem chciwości i skierowały się na ręce Suszyca, w których ukazał się spory skórzany pugilares.
— Mało! — zawołał chwytając podane mu pieniądze i jednym rzutem oka obejmując je i przerachowując pod światłem księżyca, — mało! daj więcej!
— Nie mam, — odpowiedział Suszyc.
Włóczęga wsparł się znowu obu dłońmi na kiju, i odparł krótko:
— Zaczekam.
Po tej odpowiedzi nastąpiło również krótkie pytanie:
— Gdzie?
— Gdziekolwiek, ale zawsze w sąsiedztwie twojem i twego kochanego synalka.
— Spodziewam się przecież, że nie przyjdziesz do miasta?
— Jeżeli zmusicie mię do tego, przyjdę.
— Sam sobie zaszkodzisz najwięcej.... Ten strażnik.....