Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 2.djvu/262

Ta strona została uwierzytelniona.
—   256   —

pobiegła ku oknu. Posłyszała, że kroki nie zbliżały się, ale przeciwnie oddalały się od jej domu. Spojrzała przez szyby, i zobaczyła przy świetle księżyca ojca swego mijającego bramę jej zagrody. Powoli, z spuszczoną głową, z twarzą przysłonioną cieniem padającym od czapki nizko nasuniętej na czoło, minął oczekujące go gościnne, ciepłe i oświetlone ściany, i poszedł dalej drogą wiodącą ku miastu. Nie wstąpił w progi córki, choć wiedział że go oczekiwała. Czy pogrążony w myślach zapomniał o całym świecie, i szedł machinalnie w kierunku w jakim chodzić nawykł? Czy może ciężko mu było w tej chwili spotkać się z jasną twarzą córki, i spojrzeć w przezroczyste oczy jedynej istoty, która go kochała, nie znając ciemnych tajemnic jego sumienia?