Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 2.djvu/264

Ta strona została uwierzytelniona.
—   258   —

wę samemu sobie, niby ze zjawisk nowych a dla niego ważnych; że nakoniec odbywał się w nim proces moralny taki, jaki zachodzi zawsze, ilekroć los, czy loika wiążąca życiowe wypadki, czy nagły acz loiką tą sprowadzony przełom w uczuciach i pojęciach, rozkazują człowiekowi innem niż dotąd okiem spojrzeć na życie, zadania jego, chluby, uciechy, na to wszystko słowem, co stanowi zasadę bytu człowieka na ziemi. Przełomy takie rozłamujące najstalej utworzone charaktery, i wytrącające z kolei najpyszniejsze z samych siebie pojęcia, nie zdarzają się nigdy ludziom ograniczonym, lekomyślnym, z natury upośledzonym moralnie i umysłowo, albo fatalnemi wpływami i nałogami do gruntu, ostatecznie zepsutym, znikczemnionym; lecz często, częściej niż zdawać się może, nachodzą one zbłąkanych a nawet występnych, jeśli zbłąkani ci i występni posiadają pod czaszką umysł zdolny do szerokich i dalekich polotów, a w klatce piersiowej fibry czucia nie całkiem jeszcze zdrętwiałe — kto wie? drgające może potajemną, lecz nigdy nieugaszoną tęsknotą za wszystkiem co jest pięknością, czystością, wspaniałością i prawdą. Jeżeli rozum człowieka błąka się częstokroć po manowcach zgubnych zwątpień, rozpacznych przeczeń i podstępnych sofizmatów, ale palić się nie przestaje życiodawczem płomieniem bystrego pojmowania i gorącej wyobraźni; jeżeli w piersi napełnionej złemi, pokuśnemi a na-