Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 2.djvu/286

Ta strona została uwierzytelniona.
—   280   —

albo dumne słowo człowieka, który niechce przyznać się do swej niewiadomości.
— Czyś pan nie zrozumiał życia? — powtórzył pytanie hrabia; czy nie wiesz czem ono jest w najgłębszej i prawdziwej swej istocie?
Dumna głowa zapytanego pochyliła się nieco, powieki opadły w dół, i rzuciły na twarz wyraz zmęczenia. — Nie wiem — odpowiedział krótko i zniżonym nieco głosem.
Było coś niewymownie bolesnego i głęboko upokarzającego w tem wyznaniu człowieka, który po długich trudach i walkach z losem, po wielu latach ambitnych dążeń i sceptycznych przeczeń, po wdarciu się na wyżyny społeczne i umysłowe — nie wiedział dla czego żył. W krótkiej odpowiedzi jego zadźwięczały połączone: gniew, boleść i upokorzenie. Ale hrabia nie widział wyrazu twarzy towarzysza swego, ani dosłyszał posępnych brzmień jego głosu. Rzucone mu przed oczy problemata, które zresztą dla niego problematami już nie były, pogrążyły go w te nurty wewnętrzne, w jakie zapadał zawsze, ilekroć myśl jego odrywała się od otaczającej, dotykalnej rzeczywistości. Ze wzrokiem cofnionym wewnątrz, szklisto utkwionym w daleki punkt przestrzeni, mówić zaczął.
— Największą sztuką życia jest zrozumieć życie, opanować żądze i namiętności własne, aby szły zawsze w kierunku szlachetnym, ku celom do-