Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 2.djvu/287

Ta strona została uwierzytelniona.
—   281   —

brym; używać pełną piersią rozkoszy godziwych, a strzedz się wszystkiego co posiada w sobie pierwiastki zła, aby nie wywołać nieubłaganej zemsty tej żelaznej loiki życia, która długo uchodziła za fatum tajemnicze lub karę Bożą, a była w istocie i jest zawsze nierozerwalnem tylko powiązaniem przyczyn i następstw.
Dembieliński stał pochylony nieco w stronę mówiącego, i słuchał słów jego z pewną niecierpliwością i ciekawością. Po chwili jednak uśmiech niedowierzający wrócił mu na usta.
— Wszystko to piękne jest co pan mówisz — wyrzekł zwolna, — tak samo mówili od początku świata wszyscy wielcy moraliści i złotouści kaznodzieje. Szkoda tylko, że abstrakcja złym bywa apostołem; ludzie podziwiać ją mogą, ale nie wierzą w to, co niema ciała i kości. Któraż z władz człowieka pewno i niezachwianie wskazać mu może różnicę pomiędzy złem i dobrem, żądzą szlachetną a nizką, rozkoszą godziwą a nikczemną? Czy rozum? nie — jest on kornym poddanym namiętności, i ma na jej usługi całe armje sofizmatów; czy serce? któż o niem mówić tu nawet może? posiadają je turkawki zarówno jak ludzie, a jednak dziobki ich tak skłonne do pocałunków, na nicby się nie przydały subtelnej analizie; czy ślepa wiara w ustawy religij kościelnych lub społecznych? — ależ ślepo wierzący nie rozróżnia, i z siebie samego nie doby-