Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 2.djvu/291

Ta strona została uwierzytelniona.
—   285   —

wem znaczeniu swojem. Bywają ludzie, choć rzadko, którzy rodzą się tak upośledzeni na ciele i duchu, że pojęcie ideału jest dla nich niemożebnem; tacy nie mają też własnego sumienia, lecz otrzymują je z zewnątrz, z ręki otaczających je okoliczności; sumienie wstawione w nich jak szyba w okno, i jak szkło kruche. Ale biada tym, którzy posiadali lub posiąść mogli ten drogoskaz, tę dźwignię i to szczęście życia, a nadwerężyli je w szale namiętności, wyrzekli się go w chwili osłabienia woli. Zatracić go całkiem, temu kto go raz posiadł, niepodobna. Zbluźniony i zgnębiony ideał mieszkać w nim będzie zawsze, milcząc chwilami, lecz często wołając głośno — tylko że z siły podtrzymującej i skupiającej, zmieni się w siłę obalającą i rozkładającą; odzywać się będzie niesmakiem, tęsknotą, gorzkiem lecz nie szczerem szyderstwem. Złowrogie moce przemieszkujące na dnie sumienia występnego, gryząc piersi takiego człowieka, niczem nie stłumioną zgryzotą, nie są czem innem jak żalem po utraconym ideale życia, niezmierną trwogą jaką człowiek uczuwa śród ciemności, które go napełniają wraz z zagaśnięciem owej gwiazdy jedynej. A to szczęście najwyższe, niezmącone, jakiego używa człowiek czysty i spokojny w swem sumieniu, choćby zkąd inąd dotykały go bole i męki, nie jest także czem innem, jak głęboką i nieustającą radością, czerpa-