Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 2.djvu/296

Ta strona została uwierzytelniona.
—   290   —

nad to pospolitszego? wolno mu pójść inną drogą, na której je znajdzie. Omyliłeś się panie hrabio; słabi to właśnie i głupi stają się ofiarami Eumenid. Co do mnie, zdaleka tylko zasyłam tym dziewicom piekielnym uniżone ukłony; zblizka nie zobaczą one mię nigdy....
Powiódł dłonią po czole, i przez chwilę pozostał tak nieruchomy i milczący. Nagle zwrócił się do hrabiego twarzą w twarz. — Panie hrabio, — rzekł zniżonym nieco głosem, — mam honor prosić cię o rękę wychowanicy twej i przybranej córki, Krystyny Dembielińskiej.
Na te słowa hrabia podniósł nagle głowę, i badawczy, choć bynajmniej nie zdziwiony wzrok zatopił w twarzy mówiącego. Ale twarz pięknego mężczyzny była w tej chwili poważną i wzruszoną, czarne źrenice nabrały dziwnej głębi i zajaśniały świetnemi blaskami; wyniosłe czoło oblało się zdwojoną bladością, ale świeże, młodzieńcze usta gorzały purpurą, i drżały poruszane przyśpieszonym oddechem szerokiej piersi. Hrabia spuścił wzrok i milczał chwilę. Potem wymówił cicho i z widocznem wzruszeniem.
— Nie potrzebuję mówić panu, ile Krystyna jest mi drogą. Domyślałem się, że usłyszę kiedyś od pana słowo, które i usłyszałem... a jednak znalazłeś mię pan nieprzygotowanym.