Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 2.djvu/30

Ta strona została uwierzytelniona.
—   24   —

sała za niego liczne listy. Musiała znać dobrze stosunki i sprawy przybranego swego ojca, bo zadanie swe pełniła szybko i z łatwością. Piękna i biała, chociaż nie zbyt drobna i wcale nie wypieszczona jej ręka, władała piórem tak wprawnie i umiejętnie, jak przedtem igłą. Skończyła i położyła przed hrabią kilka zapisanych arkuszy papieru.
— A więc ojczulku — rzekła z wesołym uśmiechem — utwory moje czekają tylko twego podpisu.
Hrabia brzmieniem jej głosu oderwany od czytania, podniósł na nią wzrok zrazu mglisty, lecz wnet rozjaśniony i pogodny.
— Teraz, Krystyno, — rzekł ujmując jej rękę, — teraz idź do twej matki.. Wraz z tym wyrazem, na rozpogodzone przed chwilą czoło hrabiego zsunęła się ciężka chmura; powieki jego w dół opadły, jakby trudno mu było i przykro spojrzeć w tej chwili na jasną twarz stojącej przed nim dziewczyny. Ale i jej oczy zaćmiły się nagle smutnem jakiemś uczuciem, powściągnęła je przecież szybko i przyciskając do ust rękę przybranego ojca, której on jej nie wzbraniał, rzekła. — Dobranoc ci, ojcze!
Słowa te były proste i zwyczajne, ale dźwięk głosu jakim je wymówiła zdawał się mówić: „nie smuć się! niech ciężkie myśli nie mącą pogody twego wielkiego umysłu, nie uciskają zbytnim ciężarem twego zacnego serca.” A spojrzenie Krystyny